O tematach, które dzielą Polaków, rodzinnych tajemnicach i mrocznych zakamarkach ludzkiej psychiki z Magdaleną Zimniak, autorką powieści Protest, rozmawia Marek Teler.
Fot: Konrad Koczywąs
Marek Teler: Właśnie ukazała się Pani najnowsza powieść psychologiczna Protest, w której nie brakuje tajemnic i nagłych zwrotów akcji. Co zainspirowało Panią do napisania książki z głośnym w ostatnim czasie tematem aborcji w tle?
Magdalena Zimniak: Inspiracją był oczywiście wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i następujące po nim protesty. Ludzie reagowali bardzo emocjonalnie. Wrzucano do internetu zdjęcia najbardziej chorych dzieci, które miały wstrząsnąć czy wzbudzić obrzydzenie. Te dzieci, ich matki, kobiety, które kiedyś dokonały zabiegu, były traktowane przedmiotowo, prawie jak narzędzie walki z wrogiem. Przypuszczam, że wiele ran zostało rozdrapanych, wiele wspomnień, często traumatycznych, wracało. W niejednej rodzinie przebiegała bolesna linia podziału. W mediach i w domach trwały dyskusje, raczej kłótnie, z których nic nie wynikało. Postawy się polaryzowały, wrogość narastała. Znam matki chorych dzieci, które muszą samotnie zmagać się z problemami, znam kobiety, które usunęły ciążę, znam wreszcie osoby niepełnosprawne. Niektórzy mówili mi, jak przeżywają te protesty. Jedna z moich bohaterek, prowadząca fundację pomagającą chorym dzieciom, opowiada o chłopcu, który dostał histerii przeglądając internet. Wiele osób tak reagowało. To, co się działo, często uderzało w najsłabszych.
Dla mnie to też był trudny czas, chociaż nie należę do żadnej z grup, o których wspomniałam. Nie potrafiłam jednak skupić się na innych sprawach. Tak jak do Anity, bohaterki Protestu, powracały do mnie wspomnienia o kobietach, które znałam, niekiedy kochałam, a które dokonały aborcji. Pisałam wtedy inną książkę, ale odłożyłam ją i zaczęłam Protest. To było coś w rodzaju terapii. Zadziałało. Po kilkunastu stronach wróciłam do poprzedniej powieści. Otworzyłam plik z Protestem dopiero po wielu miesiącach. Tym razem skoncentrowałam się na fabule i poprowadzeniu akcji.
M.T.: Choć wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji jest jedynie punktem wyjścia do historii o rodzinnej tajemnicy, w Proteście nie brakuje nawiązań do religii i polityki. Nie obawiała się Pani sięgać do zagadnień, które – nie oszukujmy się – dzielą Polaków?
M.Z.: Żyję tu i teraz, piszę powieści współczesne. Nie chcę omijać tematów, które są ważne, tylko dlatego, że uwierają. Jeśli akcja mojej książki rozgrywa się w 2020 r., to naturalne, że napiszę o Strajku Kobiet czy decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Nie uważam, że literatura popularna nie powinna dotykać istotnych kwestii. Takimi są zagadnienia dotyczące Kościoła, religii czy polityki. Nie mam zamiaru moralizować, narzucać jakiegokolwiek punktu widzenia. Piszę o tych sprawach może również dlatego, że Polacy są podzieleni i że bardzo irytuje mnie poziom dyskusji i język tak zwanej debaty publicznej. Czy się obawiam? Co może mnie spotkać? Fala hejtu od ekstremistów z jednej czy z drugiej strony? Gdybym uchylała się od tych zagadnień, czułabym się źle sama ze sobą. Jak Pan jednak słusznie zauważył, to nie jest powieść polityczna czy proza zaangażowana. To opowieść o jednej rodzinie.
M.T.: Główna bohaterka Pani książki Anita przeprowadza prywatne śledztwo w sprawie tragicznej śmierci matki i siostry i po latach odkrywa szokujące tajemnice. Czy uważa Pani, że rodzinne sekrety mogą warunkować nasze życiowe wybory i mieć wpływ na całe nasze życie?
M.Z.: To niekoniecznie muszą być sekrety, ale człowiek jest kształtowany od wczesnego dzieciństwa. W każdym traumy, które przeszła moja bohaterka, pozostawiłyby trwały ślad, a Anita jest wrażliwsza niż przeciętna osoba, przeżywa wszystko silniej, prawdopodobnie dlatego kilka razy miała załamania nerwowe czy nawet wpadała w chorobę. Potrzebowała wyciszenia w szafie, żeby odgrodzić się od agresywnego świata. Decyduje się na śledztwo, bo uważa, że prawda pomoże jej ruszyć dalej. I to bez względu na to, jaka ta prawda będzie. Po drugie, może nawet ważniejsze, chce upomnieć się o sprawiedliwość dla tych, którzy nie mają szansy zrobić tego sami. Spotkałam się z kilkoma opiniami, że Anita jest słaba. W moim przekonaniu to nieprawda. Znajduje w sobie pokłady sił, potrzebne do zmierzenia się nie tylko z własnymi demonami, ale również z realnym niebezpieczeństwem.
M.T.: Nie oszczędza Pani bohaterów swoich powieści – często mają oni niezagojone traumy, zaburzenia psychiczne czy ponurą przeszłość, która nie daje im spokoju. Co najbardziej fascynuje Panią w tworzeniu profili psychologicznych bohaterów Pani książek?
M.Z.: W pisaniu nie interesuje mnie przeciętność. Fascynują mnie stany ekstremalne, sytuacje graniczne, walka, i to nie tylko ze światem na zewnątrz, lecz, może przede wszystkim, z samym sobą. Doświadczam bohaterów, bo przez to odsłaniają prawdziwą twarz, pokazują utajone możliwości czy głęboko skrywane kompleksy. W literaturze pociąga mnie ciemność, ale ciemność dążąca do światła. Sama się z tego śmieję.
M.T.: W swoich książkach zgłębia Pani naturę zła i sięga do mrocznych zakamarków ludzkiej psychiki. Gdzie znajduje Pani odskocznię od trudnych tematów, które porusza Pani w powieściach?
M.Z.: Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, że oddzielam fikcję od rzeczywistości. Zamykam plik z powieścią, przeprowadzam zajęcia z angielskiego, śmieję się z mężem, plotkuję z córkami czy spotykam z przyjaciółmi. Praca pisarza zazwyczaj jest samotna, ale na szczęście mam kontakt z wieloma osobami, które nie pozwolą mi zakopać się w mroku.
M.T.: Ukończyła Pani filologię angielską i przez pewien czas mieszkała Pani w Waszyngtonie i Londynie. Czy doświadczenie życia i pracy za granicą ma wpływ na Pani sposób postrzegania świata?
M.Z.: Ciekawe pytanie, nigdy dotąd się nad tym nie zastanawiałam. W Waszyngtonie mieszkałam jedenaście miesięcy w czasie studiów, w Londynie pół roku tuż po studiach. To było dawno i relatywnie krótko, ale te pobyty z pewnością wywarły na mnie wpływ. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to, że doceniam teraz pracę kelnerów (sama byłam tam kelnerką) i zawsze zostawiam napiwek. A tak na poważnie, sądzę, że dzięki temu doświadczeniu nauczyłam się przeciwstawiać stereotypom. Nie wszyscy Amerykanie opychają się hamburgerami, nie wszyscy Brytyjczycy są wyniośli i flegmatyczni, a zawiść nie jest cechą narodową Polaków. W każdym narodzie znajdziemy cały przekrój osobowości.
M.T.: Wiem, że do grona Pani ulubionych pisarzy należą twórcy epoki romantyzmu, m.in. Edgar Allan Poe czy autorka Wichrowych wzgórz Emily Brontë. Co najbardziej fascynuje Panią w XIX-wiecznych horrorach i thrillerach i w jaki sposób czerpie z nich Pani w swojej twórczości?
M.Z.: Edgar Allan Poe i Emily Brontë to przedstawiciele czarnego romantyzmu, który czerpie z powieści gotyckiej, wzbogacając ją o psychologię. Uwielbiam mroczny klimat dzieł tych autorów i wewnętrzne rozdarcie bohaterów. Opowiadania Poe są prawie klinicznym zapisem jednostek chorobowych. Zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, schizofrenia, nekrofilia – znajdziemy tu wszystko. Powieść Emily Brontë jest zapisem obsesji, szaleństwa, okrucieństwa i cierpienia, ale również miłości. Chyba nie muszę wyjaśniać, w jaki sposób mnie inspirują...
M.T.: Czy mogłaby Pani na zakończenie zdradzić swoje kolejne plany wydawnicze?
M.Z.: Piszę powieść, która będzie rozgrywać się na dwóch płaszczyznach czasowych: obecnie i w latach 1944–1946. Bohaterowie współcześni to dwójka młodych ludzi – Aneta i Rafał, którzy są świadkami niewytłumaczalnych zdarzeń w budynku, gdzie dorabiają jako ochroniarze. Bohaterki z przeszłości to dwie siostry, które przeżywają wojnę i próbują odnaleźć się w czasach powojennych. Cała czwórka jest powiązana, lecz naturalnie nie zdradzę w jaki sposób. To powieść inspirowana opowieściami z budynku, gdzie moja szkoła angielskiego ma siedzibę. Dwójka portierów stwierdziła, że tu straszy, a pani sprzątająca dodała, że wiele lat temu też straszyło i prezes wezwał nawet księdza, który odprawił mszę. Książka ukaże się w Skarpie Warszawskiej na przełomie października i listopada.
Magdalena Zimniak – autorka thrillerów psychologiczno-obyczajowych, laureatka wielu nagród, uznana przez czytelników. Warszawianka z urodzenia i z wyboru, z wykształcenia anglistka, prowadzi szkołę językową. Prywatnie szczęśliwa mężatka i mama dwóch córek.
Powrót