Z Moniką Kowalską rozmawia Anna Matusiak-Rześniowiecka.
Anna Matusiak: Kobiety w różnym wieku pozwalają przeprowadzić obserwację, a może wręcz wysnuć wnioski, jak zmienia się kobiecość – definicja i podejście do niej. Pokusisz się o takie podsumowanie? Na podstawie obserwacji własnych córek, ale też po prostu świata i na podstawie doświadczeń wyniesionych z pisania do wielu kobiecych pism?
Monika Kowalska: Obserwowanie dorastania moich córek przynosi mi wiele radości. Jest jak długa podróż, podczas której wciąż mają miejsce nieprzewidziane sytuacje. Wciąż zmieniają się pragnienia moich dziewczyn, życiowe cele oraz „zajawki". Często nie mogę za nimi nadążyć! W dzieciach, jak w soczewce, kumulują się wszystkie zmiany, którym uległ świat od czasu, gdy byłam młodą dziewczyną. W córkach dostrzegam czasem... jak by to nazwać? Zatrzymany czas, niezmienność doświadczeń? Patrząc na nie, słuchając ich, czuję jakąś łączność ze sobą, gdy byłam dziewczynką, dziewczyną i w końcu młodą kobietą. To mistyczne uczucie. Cała trójka bardzo się od siebie różni, a jednak stanowi zgrany zespół. Łączą je nie tylko więzi rodzinne, ale także, a może właśnie przede wszystkim, łączy je przynależność do rodzaju kobiecego. Tę tezę potwierdzają również moje doświadczenia zawodowe. Sądzę, że czytelniczki w pismach kobiecych również szukają wspólnoty doświadczeń. Chcą czytać, ale i opowiadać o tym, co je spotyka, przez co przechodzą. Być może zakup w kiosku czasopisma jest odpowiednikiem spotkań i rozmów przy wspólnym darciu pierza z zamierzchłej przeszłości? Trochę plotek, trochę żalów, trochę śmiechu i przede wszystkim – wsparcie doznawane od innych kobiet i analogia losów. Jeśli miałabym się pokusić o jakieś podsumowania czy definicję, powiedziałabym, że istotą kobiecości jest skłonność do tworzenia wspólnoty myśli, uczuć i doświadczeń. I jeszcze jedno moje spostrzeżenie – ta chęć dołączenia do wspólnoty staje się silniejsza z wiekiem. Choć niektóre kobiety być może wcale takiej potrzeby nie odczuwają... Albo jeszcze jej nie odczuwają.
A.M.: Zadebiutowałaś niedawno... Skąd taka decyzja? Postanowiłaś spełnić marzenie, do którego dojrzewałaś latami? A może to spontaniczny ruch – siadłaś, napisałaś i poszło?
M.K.: Może po prostu dopiero niedawno dorosłam do tej decyzji? Nie bez znaczenia jest fakt, że spotkałam wówczas osobę, która mnie namówiła do napisania powieści, za co wciąż jestem jej ogromnie wdzięczna. Pragnienie opisywania świata, uczuć, myśli, obserwacji było we mnie od zawsze, naturalne jak potrzeba oddychania, jedzenia, picia. Mieszkały i mieszkają we mnie opowieści, które chcą się wydostać na zewnątrz. Właściwie całe swoje zawodowe życie pracowałam w pismach kobiecych. Wiązało się to z wieloma obowiązkami: poszukiwaniem zdjęć ilustracyjnych do layoutów, wymyślaniem tytułów, redagowaniem, tworzeniem serwisów... Lubiłam tę pracę. Jednak zawsze najwięcej radości sprawiało mi pisanie opowiadań i praca z tekstem. Ale czułam, że w gazecie rozmieniam się na drobne... Po urodzeniu trzeciej córki, kiedy przebywałam na urlopie macierzyńskim, zdałam sobie sprawę, że brakuje mi pisania, kreowania światów, dopuszczania do głosu własnych uczuć. Palce tęskniły za klawiaturą. I wtedy... tak, siadłam i napisałam. Szczególnie opisania domagała się ta jedna, najbliższa sercu historia rodzinna. Tak powstała Lwowska kołysanka.
Więcej przeczytasz w pierwszym numerze magazynu „Z Kobiecej Strony".
Monika Kowalska – redaktorka i autorka setek opowiadań w pismach kobiecych, kryminalnych i retro. Przez wiele lat prowadziła również czasopisma dla najmłodszych, co sprawiało jej ogromną frajdę. Od kiedy nauczyła się czytać, nie potrafi przestać. Uwielbia książki historyczne, fantastyczne, kryminały oraz powieści, najlepiej grube.
Powrót