Z Magdaleną Witkiewicz rozmawia Anna Matusiak-Rześniowiecka.
Anna Matusiak: Niedawno pisałaś, że medytujesz, żyjesz zdrowo, wstajesz rano – zmieniłaś swoje nawyki. Skąd się w Tobie pojawiła taka potrzeba?
Magdalena Witkiewicz: Chyba to zamknięcie w domach wyzwoliło we mnie potrzebę bycia w domu, co zawsze lubiłam, ale bycia też samej ze sobą. Czasem myślę, że życie biegnie tak szybko, że nie mamy czasu się zatrzymać. A o dziwo, gdy się zatrzymamy, ten czas zdaje się rozciągać. Pamiętam o tym i tęsknię do tego czasu, gdy budziłam się przed świtem. Czułam się dużo lepiej. Piłam wodę, zakwas z buraka, praktykowałam jogę, medytowałam, a raz w tygodniu (albo i częściej) wskakiwałam do zimnej wody. Chcę do tego wrócić. Szczególnie do morsowania, bo morsowanie to jest niesamowity reset psychiczny. To jest taka medytacja, bo koncentrujesz się na oddechu, w zasadzie by nie czuć zimna, jesteś tylko ty i twój oddech. To podstawa. A my niestety często nie umiemy oddychać.
A.M.: Czasami pół żartem, pół serio wspominasz, że Twój mąż nie do końca wierzył w Twoje pisarstwo i nie zawsze Ci kibicował. Nie czytał też wszystkich Twoich książek. Przykro Ci z tego powodu? Masz do męża o to żal?
M.W.: Czasem myślę, że gdyby mąż od początku mnie wspierał i mi kibicował, nie osiągnęłabym tyle. Zawsze mówię, że za sukcesem każdej kobiety stoi mężczyzna. I nie ma od tego wyjątków! Bo albo ją tak zmotywuje, albo wkurzy, albo tak w nią nie wierzy, że ona w końcu ten sukces odniesie. Ale pamiętam te chwile, gdy mówił, że naprawdę powinnam się zająć jakąś inną, bardziej normalną robotą. Bo to pisanie to takie dziwne jest. Siedzę w fotelu, uśmiecham się sama do siebie, piję hektolitry kawy, a potem trzymam w ręku książkę. Mój mąż jest zerojedynkowy. Nie rozumie często mojego zawodowego świata, ale sobie myślę, że dzięki temu za bardzo mi woda sodowa nie uderzyła do głowy (śmiech). Bo w domu jestem taka sama jak dawniej. Gdy przejeżdżam obok bilboardów z moją podobizną albo pokazuję mu moje zdjęcia, na których wyglądam jak milion dolarów, to on się mnie pyta: „A kto to?", ja wtedy mówię: „Jak to kto? Twoja żona!". I on wtedy patrzy na mnie, ubraną w różowy dres, siedzącą pod kocem z kotami na kolanach, kręci głową i mówi: „Ależ moja żona tak nie wygląda!". I trochę ma rację. Bo ja chyba najlepiej się czuję w wersji domowej. Takiej podkocykowej. Ale wracając do pytania, chyba zadowolony jest, że tak się to wszystko potoczyło i w głębi serca mi kibicuje i jest dumny. Aczkolwiek się do tego nigdy nie przyzna!
Więcej przeczytasz w pierwszym numerze magazynu „Z Kobiecej Strony".
Magdalena Witkiewicz – bestsellerowa polska autorka. U wielbiana przez kobiety, od lat wzrusza i motywuje swoje czytelniczki, nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Jej książki czytają Wietnamki, Litwinki i Amerykanki. W swych powieściach porusza trudne tematy samotności, poszukiwania sensu życia, dokonywania niełatwych wyborów, miłości. Nazywana specjalistką od szczęśliwych zakończeń, opowiada o poważnych sprawach w lekkim, a czasami nawet w bardzo lekkim stylu. Jej uśmiech kojarzą wszyscy, ale czy zawsze ma powody do radości? Czy zdarza się, że ma wszystkiego dość? Jaka jest, kiedy nikt nie widzi?
Zdjęcie: Piotr Manasterski
Powrót